czwartek, 12 czerwca 2014

chlopcy z placu broni...

No wlasnie. Od czego tutaj by zaczac. Gdybym umial pisac tak jak Stasiuk sprawa byla by prosta. A tak? A dlaczego "czwarty wymiar"? Pewnie by bylo oryginalnie a takze dlatego, ze ten wymiar nie da sie tak po prostu zdefiniowac. bo jak zdefiniowac czas i przestrzen? Wczoraj , dzisiaj , jutro, tu i tam, fakty i mity, rzeczywistosc i wyobrazenia. Bez ograniczen. A wiec hulaj dusza - piekla nie ma.
Skonczylem juz 50 lat. Jest ok.. Wrocilem wlasnie z Polski do Londynu. I zdalem sobie sprawe ze przez ostatnie kilka lat wyjazdy te kojarza mi sie glownie z klepsydrami. W moim rodzinnym miasteczku. A klepsydry z chlopakami.. Wlasnie "chlopcy z placu broni".. Coraz  mniej ich na ulicach mego rodzinnego miasteczka.. Odchodza powoli. Niektorzy tak jakby na swa wlasna prosbe.. I  ja  mialem swoj plac. I swoich chlopcow. Jak pewnie kazdy facet w moim wieku. I nie ma chlopakow i nie ma tego placu. I co smutne nie widac dzisiaj dzieciakow, ktorzy by mieli swoje place. Magiczne miejsca, kryjowki, dziury w plotach... nawet takich plotow juz nie ma. Gdzie sa te ploty? W dzielnicy Richmond. tu w Londynie, ktora jest jedna z najbardziej zamoznych dzielnic tego wielkiego miasta, ploty sa takie same albo i te same co 50 lat temu. Ale chlopcow nie widac i tutaj. Niestety!
Muniek, Kobza, Leszek, Jarek, Grzesiek, Andrzej, Jurek, Slawek.. Cholera jasna, lista robi sie coraz dluzsza.. wystarczy Niektorych pokonal rak, innych zawal, kilku wodka i kilku wlasna glowa. Popelnili samobojstwa. Widocznie taki rocznik. 1963. Stracency.  Chodze wiec na cmentarz w tym moim miasteczku i po chwili zadumy wspomnien , powagi ( bo wypada) zaczynam sie cieszyc i usmiechac. Sam do siebie i do ludzi.  Jeszcze zyje , jestem, czuje i pamietam.. Kiedys w poszukiwaniu skarbow weszlismy nasza zgraja na strych jednego z kosciolow,  W czasie wieczornej mszy . I rozbujalismy zyrandol. Tak dla jaj. Na dole przy schodach czekal Pan koscielny. I  dostalismy po kopie w tylek. No, moze po dwa. I po sprawie.  Dzisiaj nie slychac juz  o takich zartach ...
Chaos. Wspomnien wiele i sprobuje uchwycic sie jakiejs nici, wokol ktorej osnuje historie. Z mojego miasteczka, na przyklad.... Ktorego juz nie ma, na pierwszy rzut oka. A jednak tylko na pierwszy rzut....

moze jutro..

witam
tarachowski

2 komentarze:

  1. Witaj..... smutne i prawdziwe, taka kolej rzeczy.... odnalazłam też piękna stronę w tej opowieści... kwiat lotosu wyrasta z bagna, nie inaczej :)
    Serdecznie pozdrawiam i życzę połamania pióra :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Drogi Panie Tarachowski.
    Serce mi sie raduje, kiedy czytam Pana tekst.
    Porownalbym ta radosc do zachwytu, kiedy widze okret, ktory wyplywa z portu dlugo szukanego.Czekam z nuta ekscytacji, kiedy rozwinie zagle.
    Plyn Panie Tarachowski szczesliwie.
    Niech kompas serca Cie nie zawiedzie.
    Niech Ci wiatry sprzyjaja.
    A podziel sie czasem tym cos widzial I cos przezyl.
    Dobrej zabawy zycze.
    S.G.

    OdpowiedzUsuń