piątek, 18 lipca 2014

Europejska..

Nie bylem w Zakopanem, od kilkunastu lat. Tak jakos wyszlo.  Czytam wszystko co wpadnie mi w rece, o Tatrach i o ich "stolicy". Z samymi gorami problemu nie mam. Tak naprawde sa niezmienne i najbardziej durne przepisy i regulacje TPN, nie sa w stanie im zaszkodzic. Na buli pod Rysami, Mc Donalda nie bedzie. To pewne. Z samym Zakopcem, sprawa tak prosta juz nie jest. Mialo byc drugie Chamonix. ( nie wiem po co ) Podobno... I klimat mial byc. I znowu sie nie udalo. Jak czesto u nas bywa,  Prawie wszyscy z ktorymi rozmawialem, a szczegolnoie ci pamietajacy Zakopane sprzed lat, narzekaja po  powrocie. I cos na rzeczy jest, pomijajac nasza narodowa slonnosc do malkontenctwa.  Klimatu nie ma , i charakteru tez nie ma. Wszystko niby jest a nie ma tak naprawde nic... A szkoda... Kawiarnia o ktorej pisze ten tekst, tez niby jest. "Europejska". Na Krupowkach. Taka troche wiedenska w stylu. I na tym podobienstwo do tej mojej, starej, dobrej, "europejskiej" sie konczy. To wiem od przyjaciol. Sam boje sie pewnie sprawdzac i dlatego tam nie jezdze. Wole zyc wspomnieniami. Byc moze.. W tym przypadku to jest akurat niegrozne.   Pamietam, gazety codzienne tam byly, na takich drewnianych uchwytach, z lancuszkiem do zawieszania , Dokladnie takie jak w dobrych starych empikach ( nie mylic z dzisiejsza sieciowka, prosze ). I fortepian tam byl. Z klezmerem, ktory grywal popoludniami i wieczorami, standardy muzyki jazzowej i rozrywkowej . Nie za glosno... I snula sie ta muzyka, wraz z tytoniowym dymem, pomiedzy stolikami, fotelami, snula sie powoli w niezwyklym wnetrzu tej kawiarni. Szczegolnie milo, spedzalismy tam czas, w listopadowe, deszczowe dni, gdy pogoda uniemozliwiala wyjscie w gory. W listopadzie w Zakopanem spotkac mozna bylo tylko miejscowych i ludzi, ktorzy przyjezdzali tam smakowac to miejsce... Nie za wielu ich bylo i po tygodniu albo dwoch, odnosilem wrazenie ze wszyscy sie znamy. Przynajmniej z widzenia.  Ze scian patrzyly na nas, wykrzywione karykaturalnie twarze slynnych ceprow i gorali, uwiecznione specyficzna kreska pana Walentynowicza. Tego od przygod "koziolka matolka". Prawde mowiac, po kilku piwach , prawie zawsze odnosilem wrazenie, ze ze scian patrza na mnie same kozy...   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz